W golfowej dolinie – Palm Springs

W golfowej dolinie – Palm Springs

Z grubsza rzecz biorąc, do Palm Sprigs można trafić w trojaki sposób: na kurację odwykową w klinice Betty Ford, po to żeby uczestniczyć w konferencji albo zaplanowanym golfowym szaleństwie. W podłużnej dolinie Coachella, na odcinku niespełna 40 km, funkcjonuje 101 pól golfowych. W żadnym innym zakątku świata entuzjaści golfa nie znajdą tak wyśmienitych warunków do oddawania się swojej pasji przez okrągły rok.
Tym, czym dla miłośników hazardu jest Las Vegas, a dla glacjologa Antarktyda, tym dla golfisty jest Palm Springs. W miejsce to chciałby zostać zesłany bodaj każdy golfista i żaden nie miałby szans na nudę, nawet przez chwilę.
Palm Springs nie ma w sobie nic z nabożnej powagi szkockiego St. Andrews, które zasłużenie chełpi się mianem kolebki golfa i gdzie rozgrywany jest bodaj najsłynniejszy turniej golfowy świata British Open, ale to właśnie na spalonej słońcem kalifornijskiej pustyni znajduje się największe na świecie skupisko pól i uciech golfowych.
Złośliwi twierdzą, że średnia temperatura powietrza 88 stopni Fahrenheita (ok. 18o C) jest równa średniej wieku tutejszych mieszkańców. Bogatych mieszkańców, bo obok gwiazd Hollywoodu i elity kalifornijskiego biznesu swoje rezydencje w tym miejscu posiada bardzo wielu bogatych emerytów z całych Stanów.
Nawet pierwotnie zamieszkujący Coachella Valley Indianie ze szczepu Cauhilla osiągnęli niezwykle wysoki status materialny i stanowią obecnie najbogatsze plemię w całej Ameryce. Swoje bogactwo pomnażają dzięki wysokim wpływom z miejscowego Casino Morongo i przede wszystkim z wpływów z dzierżawy działek należących do nich po dziś dzień.
Na pierwszy rzut oka natura w tej części Kalifornii niezbyt sprzyja inwestycjom golfowym o takim rozmachu. Palm Springs położone jest w zachodniej części Low Desert, typowej pustyni z jej surowym krajobrazem. Do tego trzeba dodać upały panujące tu w okresie lata, niską wilgotność i palące słońce, które zamienia w solnisko każdy rezerwuar wód powierzchniowych.
Zielone równiny w sercu pustyni, gdzie uprawia się daktyle, pomarańcze, cytryny i grejpfruty, to zasługa wysokiej kultury agrarnej. Podobnie jest z polami golfowymi. Powstają tutaj olbrzymim nakładem pracy i środków, dzięki bogactwu wód głębinowych i taniej energii elektrycznej pochodzącej z gigantycznych elektrowni wiatrowych zlokalizowanych na północ od Palm Springs, w nawietrznej okolicy Morongo.
Od lat 30. XX wieku w cieniu dzikich gór San Jacinto, w odległości niewiele ponad 100 mil od Los Angeles, w ekscytującej, pustynnej scenerii otwiera się ekskluzywne kompleksy golfowe. Wśród projektantów czy bodaj tylko sygnujących swoim podpisem końcowe projekty widnieją nazwiska takich znawców fachu, jak Pete Dye, Arnold Palmer, Ted Robinson, Greg Norman czy Gary Player. Corocznie na okolicznych polach rozgrywa się setki mniej lub bardziej prestiżowych turniejów golfowych, z czego najbardziej znane to: Bob Hope Chrysler Classic, The Nabisco Championship (dawniej Dinah Shore), The Skins Game i The Battle at Bighorn.
Na co dzień zdecydowana większość tutejszych pól jest otwarta dla szeregowych amatorów golfa, którzy skwapliwie z tej okazji korzystają i przybywają tu z całego świata. Podobnie jak w kasynach Las Vegas nikt nie wymaga od grających wieczorowego stroju, tak samo w Palm Springs nikt (lub prawie nikt) nie pyta o kartę handicapową. Po prostu uznaje się, że gdy ktoś chce grać na polu, to znaczy, że potrafi to robić i w pełni na to zasługuje.
Wyobraźmy sobie, że nie jesteśmy obrzydliwymi bogaczami posiadającymi w okolicy jedną ze swoich rezydencji. Wówczas do Palm Springs trafiamy najpewniej z jednego z trzech wyżej wymienionych powodów. Przyjeżdżamy na alkoholową kuracje odwykową do słynnej na cały świat Betty Ford Center, korporacja czy instytucja, z którą blisko współpracujemy, organizuje tu swoją doroczna konferencję bądź przybywamy tu po to, by oddawać się golfowym rozkoszom. Pierwszego nikomu nie życzę. Ale tego drugiego czy trzeciego, każdemu życzę z całego serca. Zwłaszcza, że można je ze sobą pogodzić.
Szczyt sezonu to okres między 15 grudnia a 15 kwietnia. Wtedy też rosną ceny tutejszych usług turystycznych i warto zadbać o rezerwację tee time czy hotelu z wyprzedzeniem, np. poprzez Internet. Typowe ceny za green fee wahają się wówczas między 60-90 USD w dzień powszedni i ok. 70-120 USD w weekendy. Z reguły podana cena zawiera wypożyczenie wózka elektrycznego i koszyka piłek.
Nie warto jednak sugerować się oficjalnie publikowanymi cennikami. Konkurencja sprawia, że kluby prześcigają się w ofertach specjalnych. Już na miejscu, w recepcjach hotelowych i specjalistycznych periodykach, a często nawet zwykłych gazetach, można znaleźć atrakcyjne kupony rabatowe, dzięki którym obniża się koszty gry na wielu polach, często nawet o połowę. Znacznie taniej jest w okresie między połową czerwca a końcem września. Tłoku na polach wtedy nie uświadczysz. Aby uniknąć dokuczliwych upałów, warto zadbać o poranną rezerwację. Największą popularnością ciszą się tee times pomiędzy 6.30 i 7.30.
Przez całe lato ceny za green fee dla dwóch osób!!! (wózek wliczony) oscylują w granicach 40-70 USD. Ale zdarzają się nawet takie okazje, jak pakiet za 18 USD (!!!) od osoby, zawierający green fee na mistrzowskim polu par 72, koszyk piłek, wózek elektryczny z podręczną lodówką i trzema schłodzonymi napojami do wyboru.
Kiedy już jesteśmy na miejscu, otwartą sprawą pozostaje wybór najbardziej odpowiedniego klubu golfowego, co przy takiej obfitości nie jest wbrew pozorom sprawą łatwą. Praktycznie wszystkie pola pomiędzy Desert Hot Springs a Coachellą mają podobną niesamowitą scenerię z masywem górskim wznoszącym się powyżej 3200 m n.p.m. w bliskiej perspektywie. Szczególnie urokliwie jest tu podczas zimy i wczesnej wiosny, kiedy najwyższe szczyty przyprószone są śniegiem, malowniczo komponującym się w tle bujnych palm, najczęściej spotykanej formacji roślinnej w dolinie.
Większość terenów golfowych, zwłaszcza tych położonych w osi doliny, jest stosunkowo płaska. Nie oznacza to jednak, że są mniej ciekawe czy łatwiejsze do gry. Dzieje się tak głównie dzięki ciekawej mikrorzeźbie i zaskakująco dużej jak na pustynię ilości przeszkód wodnych i zadrzewień.
Nieco większe różnice wysokości spotkać można na polach położonych w peryferyjnych częściach doliny. Niektóre pola wręcz dochodzą do samych skalistych zboczy, sąsiadując niekiedy z prawdziwymi kanionami.
Trzeba być prawdziwym pechowcem, żeby trafić w rejonie Palm Springs na deszczową pogodę, jest to bowiem jeden z najbardziej suchych regionów w całych Stanach. Masyw San Jacinto skutecznie osłania dolinę zarówno od mgieł i deszczów znad Pacyku, jak i od wiatrów, a w dnie doliny króluje słoneczna i bezwietrzna pogoda. Specyficzny koloryt miejscowych pól tworzą licznie spotykani na polach sympatyczni przedstawiciele fauny, tacy jak iguany, wiewiórki, jaszczurki, pelikany, flamingi czy inne barwnie upierzone ptaki.
Wszystkie kluby reprezentują wysoki standard wyposażenia i utrzymania torów do gry i greenów.
Nie spotyka się pól niepełnowymiarowych. Praktycznie wszystkie osiemnastki mają par pola 70-72, a slope powyżej 115 czy nawet 130. W sytuacji takiej obfitości klubów golfowych wysokiej klasy głównym kryterium wyboru często staje się po prostu bezpośrednia bliskość hotelu.
Stanowczo namawiam do skorzystania z okazji bezpiecznego eksperymentowania na własną rękę. Spośród pól w dolinie Coachella z pełnym przekonaniem mogę polecić Desert Dunes, Cathedral Canyon Country Club, Palm Desert Country Club, Mesquite Country Club i Canyon South Golf Course . Słyną one nie tylko ze znakomitych warunków do gry, ale również z atrakcyjnych zniżek dla „visitor players”. Personel jest przyjazny nie tylko dla graczy z zerowym handicapem. W wyższym przedziale cenowym, ale z pewnością wartym swojej ceny, lokują się m.in. The Westin Mission Hills, PGA West Greg Norman oraz oba pola Dunes Course i Mountain Course w kompleksie La Quinta Resort . Na tych ostatnich jako na jednych z nielicznych obowiązuję zakaz gry w obuwiu innym niż z soft spikes.
Zanim zdecydujemy się, aby z pełną pompą wkroczyć na wybrane pole, może warto pomyśleć o rozgrzewce lub wręcz lekcjach golfa pod okiem profesjonalnego trenera zrzeszonego w PGA. W Palm Springs i okolicy funkcjonuje blisko setka akademii i szkół golfa, przedszkoli i klinik dla uporczywie popełniających błędy przy swingu. Ceny są adekwatne do poziomu szkoleń. Typowe to: 80-85 USD za godzinę lekcji, 120-125 USD za lekcje w trakcie gry na 9 dołkach, 300-350 USD za całodniowy intensywny kurs i 700-1000 USD za takież, tyle że 3-dniowe szkolenie.
Jeśli indywidualną lekcję uznamy za rzecz absolutnie zbędną, za jedyne 10 USD możemy sami poćwiczyć na przykład w Golf Center w Palm Deserts, który oferuje oświetlone i przez to dostępne do późnych godzin wieczornych tereny do ćwiczeń krótkiej gry, driving range i naturalnie putting green. Dodatkową atrakcją jest możliwość obserwowania i tym samym podpatrywania trenujących tu profesjonalistów i zdolnej młodzieży z miejscowych college’ów z programem treningowym golfa, o ile kogoś nie peszy widok piętnastolatki regularnie lokującej swoje piłki w promieniu 5 m od ustawionej w odległości 200 yardów chorągiewki.
I jeszcze jedno, Palm Springs to doskonałe miejsce do uzupełnienia golfowego ekwipunku. Praktycznie każdy klub dysponuje własnym, nieźle wyposażonym sklepem z przystępnymi, jak na polskie realia, cenami. Jednak prawdziwi łowcy okazji powinni udać się do jednego ze specjalistycznych sklepów. Ze sprawdzonych osobiście mogę polecić choćby Golf Alley w Palm Desert czy Lumpy’s Discount Golf mający swoje filie w Cathedral City i La Quinta. Wybór wszystkiego, co potrzebne, a także co najzupełniej zbędne do gry, jest zaiste ogromny. Jeśli np. szukamy obuwia, to możemy wybierać z kilkudziesięciu modeli. Jeśli poszukujemy odpowiednika zagubionej żelaznej siódemki z naszego ukochanego, od lat nie produkowanego kompletu, to jeśli nie tu, wśród tysięcy starannie posegregowanych kijów (także używanych) to chyba już nigdzie na świecie go nie znajdziemy.

A więc do zobaczenie w Palm Springs, i uważajcie na 3 dołek w Mesquite G & CC. Dwa razy trzeba przeprawiać się przez dość szeroką wodę, a i bunkry ukryto w bardzo złośliwych miejscach. Koszmarny rezultat, jaki osiągnąłem na tym dołku, do dziś przyprawia mnie o ból głowy. Jaki to wynik? A, to już moja wielka tajemnica.