Leszek Górski, członek Binowo Park Golf Clubu

Dwupiętrowy Hole In One
Podczas I turnieju z tegorocznego cyklu Midamateur Golf Tour w Maroku, swe pierwsze Hole In One zaliczył Leszek Górski, członek Binowo Park Golf Clubu

Golf. Witamy w naszym Klubie i prosimy o przypomnienie, jak zaczęło się pańskie granie w golfa?
L. Górski – To już mój ósmy sezon grania w golfa. A zaczęło się w Binowie od obserwowania procesu budowy naszego pola golfowego. Jeden z moich kolegów miał tam domek. Jeździliśmy do niego przy ładnej pogodzie i z piwkiem pod gołym niebem obserwowaliśmy budowę. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że jak pole powstanie – zapiszemy się do klubu, bo czas zająć się jakimś przyjemnym, np. sportem na świeżym powietrzu, na długie lata.

Golf. Możemy się dowiedzieć, kto był w tej trójce i czy wszyscy wytrwali w przyjaźni z golfem?
L. Górski – Chyba mogę to powiedzieć. Nasza ówczesna trójka to Jurek Safanów, Marek Witt i ja. Wszyscy wytrwaliśmy do dzisiaj.

Golf. Jak zaczęło się pańskie granie?
L. Górski – Razem pojechaliśmy do Berlina i kupiliśmy tam tanie komplety kijów. Mając już sprzęt, zapisaliśmy się do klubu.

Golf. Jaki ma pan obecnie handikap i w jakim tempie robił pan postępy w grze?
L. Górski – Teraz mam hcp 9.7, ale dochodziłem do niego przez całych siedem lat. Mój golfowy „życiorys” można podzielić z grubsza na kilka dwuletnich cykli. Pierwsze dwa lata zajęło mi zejście do hcp 20. Potem, tyle samo czasu potrzebowałem, żeby osiągnąć hcp 16. Poniżej 16 schodziłem przez kolejne dwa lata – nie były to więc oszałamiające postępy.

Golf. Ale już ubiegły rok, 2008 był bardzo udany…
L. Górski – Tak, wyraźny, szybki postęp w grze przyszedł dość nagle, właściwie – w końcu zeszłorocznego sezonu, podczas finałowych turniejów z cyklu Ligi Klubowej. (red. dzięki znakomitej ostatniej rundzie nasz rozmówca zajął II miejsce w grupie hcp 0-12.4 )

Golf. To wynik systematycznych treningów i lekcji, czy doświadczenia zdobytego przez lata?
L. Górski – Staram się trenować systematycznie. Ze dwa razy w środku tygodnia przyjeżdżam na pole, a weekendy spędzam niemal w całości w Binowie. Jednak lekcji biorę niewiele. Mam już spore doświadczenie i dość chłodną głowę, a większość moich dotychczasowych prób wykorzystania wskazówek trenerów prowadziła do kłopotów na polu, gdy próbowałem się przestawiać. Nie mogłem się potem pozbierać, dlatego teraz biorę lekcję tylko w bardzo konkretnych przypadkach.

Golf. Co jest pana najsilniejszą stroną na polu?
L. Górski – Traktuję golfa bardziej rozrywkowo niż sportowo, podchodzę więc do gry bardzo spokojnie. Dużo ćwiczę krótką grę, gdyż ona decyduje o wyniku. Na polu można się obronić po błędzie, na grenie i w jego pobliżu – już nie. Dążę więc do tego, żeby robić jeden chip i jeden putt. A że uspokoiło mi się otwarcie – nie uderzam wprawdzie daleko, ale na ogół prosto, pojawiły się też wyniki. Teraz mogę więc wyjść na każde pole w każdym towarzystwie i nie wstydzić się tego, co robię podczas rundy.

Golf. Powróćmy więc do powodu naszej rozmowy. W jakich okolicznościach przydarzył się Hole In One?
L. Górski – To był mój pierwszy raz. A przydarzył się w Agadirze, w Maroku, 25 stycznia, podczas gaikowego turnieju z cyklu Midamateur. Grałem zresztą razem z „gajowym”, Soporkiem i Kościkiewiczem, towarzystwo było więc zacne. Na dołku numer 5 par 3 trzeba było uderzać na green, położony na czymś w rodzaju wyspy, chyba ze dwa piętra nad tee, na odległość około 100 metrów. Już wziąłem do ręki dziewiątkę, ale mój caddie (handikap poniżej 10) powiedział – „nie, weź lepiej picza”. A że chłopak zna się na tym, co robi, posłuchałem go i uderzyłem piczem. To nie było daleko, ale tak wysoko, że nie widzieliśmy, gdzie piłka leży. A okazało się, że była w dziurze!

Golf. Gratulujemy osiągnięcia i witamy w naszym klubie.