Golfowa Zoo-logia: Przewodnik po gatunkach występujących na polach golfowych

Witajcie w naszym nowym cyklu, gdzie z lupą w jednej ręce i wedge’em w drugiej, przyglądamy się fascynującej faunie golfowej!

Golf to nie tylko sport – to prawdziwy ekosystem, w którym żyją i prosperują najbardziej różnorodne gatunki graczy. Od majestycznego Competitivus extremus, który każdą rundę traktuje jak walkę o Zieloną Marynarkę, po spokojną Relaxikus weekendensis, dla której golf to głównie okazja do ucieczki od codziennych obowiązków przy kawie z koleżankami.

Po latach skrupulatnych obserwacji w naturalnym środowisku – na fairwayach, w rough’ach, przy 19. dołku i oczywiście w sklepach pro shop – zebraliśmy unikalny materiał na pierwszy w historii kompletny przewodnik po gatunkach golfowych. W końcu ktoś odważył się „naukowo” sklasyfikować to, co wszyscy widzimy, ale co rzadko kto śmie głośno skomentować!

Co znajdziecie w naszym cyklu?

W kolejnych odcinkach przyjrzymy się bliżej poszczególnym gatunkom, analizując ich:

  • Naturalny habitat (gdzie najczęściej można je spotkać)
  • Zachowania charakterystyczne (co robią, gdy myślą, że nikt nie patrzy)
  • Sposób komunikacji (od cichych westchnień po kreatywne przekleństwa)
  • Techniki przetrwania (jak radzą sobie z bad rounds)
  • Objawy rozpoznawcze (po czym je poznać z daleka)

Zapowiedź nadchodzących odcinków:

“Analityk” – gdy prosta gra staje się skomplikowaną nauką Poznajcie gracza, który ma aplikację na każdą sytuację i potrafi wyliczyć prędkość wiatru z dokładnością do setnych

“Showman” – gwiazda fairwaya (przynajmniej we własnym przekonaniu) Obserwujemy gatunek uważający każde uderzenie za występ sceniczny wymagający komentarza

“Ultra-kompetytywny” – dla którego każda runda to sprawa życia i śmierci Badamy okazy potrafiące się pokłócić z pinami flag o nieprzestrzeganie etykiety

“Relaksacyjny” – zen-mistrz z kijami w torbie Spotykamy przedstawiciela gatunku, który jako jedyny potrafi się uśmiechnąć po triple bogey

“Perfekcjonista” – dlaczego 2-metrowy putt wymaga kwartalnej analizy Przyglądamy się graczowi mierzącemu wszystko oprócz własnej cierpliwości

“Fashionistka” – gdy stylizacja waży więcej niż handicap Poznajemy gatunek, dla którego dobór stroju to strategia równie ważna jak wybór kija

“Plotkarka” – która zna wszystkich i wszystko o wszystkich Obserwujemy mistrzynię golfowego networking’u z encyklopedyczną wiedzą o życiu prywatnym członków klubu i nie tylko.

“Shoppingholiczka” – kolekcjonerkę sprzętu (który i tak nie poprawi wyniku) Badamy okaz wierzący święcie, że nowe buty golfowe automatycznie obniżą wynik o 5 uderzeń

“Perfekcyjną Instruktorkę” – która wszystkich chce nauczyć (czy chcą, czy nie) Analizujemy gatunek niemogący przejść obok złego swingu bez udzielenia porady

“Społeczną analizatorkę ” – dla której golf to pretekst do spotkań Przyglądamy się przedstawicielce gatunku, która pamięta każdą plotkę, ale nie każdy wynik

I wiele, wiele więcej! Prawda jest bowiem taka, że na każdym polu golfowym spotkamy kompletny przekrój społeczeństwa – od najbardziej zen-owych osobowości po prawdziwych wojowników z sand wedge’m w dłoni, od ekspertek najnowszych trendów po koneserów vintage’owych zestawów kijów.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Analityk (Homo golficus calculatus)

Środowisko naturalne:

Gatunek ten prosperuje wszędzie tam, gdzie dociera choćby najsłabszy sygnał. Na tee boxie stoi z telefonem, na fairwayu paraduje z zegarkiem przypominającym centrum dowodzenia NASA, a w bunkrze –z aplikacją analizującą granulację ziaren piasku.. Driving range traktuje jak poligon doświadczalny a green niczym rysunek techniczny labiryntu w kilku płaszczyznach. Stały bywalec salonów fittingowych.

Typowe zachowania:

Gdy myśli, że nikt nie patrzy, zbiera źdźbła trawy do specjalnego oczywiście hermetycznego pojemniczka, by w domowym zaciszu porównać je z cyfrowym atlasem „Gatunki Traw Pola Golfowego. Prowadzi dzienniczek z wykresami własnych hooków i slice’ów. Plotka głosi, że potrafi obliczać energię kinetyczną w każdym chipie.

Sposób komunikacji:

Posługuje się hermetyczną nowomową, wplatając w zdania takie perły jak „launch angle”, „club path”, „spin rate”. Gdy westchnie – to tylko dlatego, że kosmiczny procesor w zegarku golfowym pokazał błąd systemowy. W razie złego strzału – raczej mruczy krytyczną analizę niż rzuca mięsem: „interesujące, 2 stopnie odchylenia w prawo”.

Techniki przetrwania:

Po rundzie, którą inni nazwaliby „fatalną”, on nazywa „bogactwem danych”, zasiada do arkusza kalkulacyjnego. Tam generuje misterne konstelacje wykresów kołowych i słupkowych. tworząc minimum 27 kolorowych wykresów, których wyniki weryfikuje wieczorem na Trackmanie.. To jego forma medytacji, znacznie skuteczniejsza niż kufel piwa. Święcie wierzy, że każdy problem da się rozwiązać równaniem.

Objawy rozpoznawcze:

Z daleka: słuchawki w uszach i zegarek większy niż główka drivera. Wzrok utkwiony w hipnotyzującym blasku ekranu.

Gra na przykładowym dołku:

Dołek 3, par 3, 155 m.

Analityk nie zaczyna od uderzenia, tylko od ANALIZY.

Zaczyna od pomiaru prędkości i kierunku wiatru na 10 różnych wysokościach. Analityk wyciąga hybrydę 19°, sprawdza wiatr, wilgotność, ciśnienie, fazę księżyca i prognozę opadów na Marsie.

Gdy wreszcie, po wnikliwej analizie wstępnych danych, sześciu próbnych zamachach i dwukrotnej powtórce rutyny, w końcu wykona uderzenie, to z zachwytem obserwuje, zupełnie inną od zamierzonej trajektorię lotu piłki analizując jednocześnie siły jakie działają na ową piłkę z impetem lądującą w lasku po lewej stronie.

– Pionowy start 14,2°, ale obrót boczny 3123 obr./min – wyjaśnia lasowi, jakby drzewa mogły poprawić kąt natarcia. Następnie poświęca 6 minut na zmierzenie odległości do greenu za pomocą wypasionego lasera, po czym wyciąga 7 żelazo, dwukrotnie sprawdza dane i… wpada do bunkra. W bunkrze rozkłada telefon, nagrywa w zwolnionym tempie, analizuje kąt nachylenia piasku i stwierdza: „Idealny kąt nachylenia powinien tutaj wynosić minus 4°, ale miałem minus 6,1° – jutro poprawię się na symulatorze”. Triple bogey kończy z uśmiechem i słowami — Mam kompletny zestaw danych, jutro zajmę się optymalizacją.

Podsumowanie

Analityk to gatunek potrzebny – bez niego nikt nie wiedziałby, że piłka wpadła do wody z powodu zbyt wysokiego spinie axis, a nie dlatego, że ktoś po prostu spieprzył uderzenie. Jeśli więc spotkasz go na polu, nie pytaj „ile parów?”, lecz „ile RPM?”. A jeśli nie masz danych, nie istniejesz.

*RPM oznacza „obroty na minutę”. Jednostka ta wyraża liczbę obrotów ciała wokół własnej osi w określonym czasie: jednej minuty.

Może być zdjęciem przedstawiającym 2 osoby, ludzie grający w golfa, wózek golfowy i pole golfowe

Showman (Homo golficus teatralicus)

Środowisko naturalne:

Ten okaz najlepiej czuje się tam, gdzie może liczyć na choćby jedną parę oczu. Najpełniej rozwija skrzydła tam, gdzie może liczyć na aplauz, czyli głównie na galerii przy tee boxie pierwszego dołka – przy pierwszym tee, oraz na tarasie clubhouse’u. To tam każda opowieść o rzekomym birdie nabiera cech homeryckiego eposu i brzmi niczym relacja z finału Masters! Wyznaje żelazną zasadę: uderzenie bez świadków jest uderzeniem niebyłym.

Typowe zachowania:

W rzadkich momentach, gdy sądzi, że znajduje się poza obiektywem niewidzialnych kamer, trenuje swój popisowy follow-through – pozę kończącą zamach, którą utrzymuje tak długo, że piłka zdąży w tym czasie wylądować i zastygnąć w bezruchu. Trenuje też dramatyczne westchnienia po nieudanych puttach i gesty niedowierzania wobec lip-outów. Gdy piłka wyląduje w roughu, zagra to jak zaplanowany element przedstawienia: “Widzieliście? Tylko prawdziwy artysta potrafi tak kreatywnie interpretować dogleg!”

Sposób komunikacji:

Jego repertuar rozciąga się od pełnych patosu opowieści (“Ten draw był jak symfonia Beethovena!”), przez porównania własnych chipów do dzieł renesansowych mistrzów, aż po teatralne westchnienia w stylu “geniusz zawsze cierpi na greenach”. Nawet przekleństwa po shankach podaje z taką finezją, że brzmią jak poezja – caddie czasem notuje najlepsze kwestie.

Techniki przetrwania:

W słowniku Showmana nie istnieje pojęcie “słabej rundy” – są jedynie “występy pełne dramaturgii, które dostarczyły ogromu niezapomnianych emocji”. Triple bogey? To heroiczna batalia z pin position, nieprawidłowo ustawionymi markerami i złośliwością slope ratingu. Każdy kompromitujący slice to nie skucha a „awangardowa próba ominięcia drzewa eksperymentalną trajektorią.

Objawy rozpoznawcze:

Z daleka: barwna postać, której język ciała zdaje się krzyczeć: „Oto ja!”. Jego nienaganna poza po uderzeniu trwa dłużej niż lot piłki i kończy się figurą godną złotego medalisty w gimnastyce artystycznej. Z bliska: zanim piłka zakończy swój lot, on już odwraca się do publiczności, rozkładając ręce, wzrokiem skanuje okolicę w poszukiwaniu aplauzu. Jego strój zazwyczaj ma niższy współczynnik odbicia światła niż jego ego, a logo topowej firmy odzieżowej bywa zdecydowanie większe niż jego szanse na obniżenie handicapu.

Przebieg gry na przykładowym dołku:

Na dołku par 4, 350 metrów, Showman czyni z przygotowania spektakl. Długo wybiera drivera, po czym muska go ustami niczym talizman. Kierunek wiatru ocenia, rzucając w powietrze źdźbło trawy z namaszczeniem, gestem godnym przywołania Jana przez hrabiego. Następuje seria practice swingów, każdy bardziej spektakularny od poprzedniego. Po iście baletowym zamachu następuje potężny slice, kierujący piłkę w stronę sąsiedniego fairwaya, gdzie ta z głośnym pluskiem ląduje w wodzie. Showman niewzruszony, zwraca się do oniemiałej publiczności z szelmowskim uśmiechem: „Słyszeliście ten majestatyczny plusk? To jest właśnie kwintesencja golfa! Czysta, nieskrępowana interakcja z żywiołami! Nie liczy się wynik, liczy się przeżycie!”. Następnie wykonuje ceremonialny drop i kontynuuje show, komentując każde uderzenie niczym sprawozdawca sportowy własnego turnieju. Gdy w końcu wbija piłkę do dołka po dziewięciu uderzeniach, unosi putter w geście zwycięstwa i kłania się wyimaginowanym widzom, jakby właśnie zaliczył eagle.

Podsumowanie:

Showman to żywa ozdoba każdego driving range’u – jedni go adorują za dostarczaną rozrywkę podczas flight’u, inni dyskretnie proszą o zmianę tee time. W jego prywatnym wszechświecie golf to nie sport, lecz jednoosobowy spektakl na fairwayu. I choć widownia bywa skromniejsza niż w jego wyobraźni (czasem składa się wyłącznie ze zirytowanych partnerów czekających na swoją kolej), on niestrudzenie odgrywa każdy swing z pełnym zaangażowaniem, jakby transmitowała go przynajmniej tv-golf.pl w prime time.

Ultra-kompetytywny” zwany pieszczotliwie Ultrasem – gatunek, dla którego „fore!” to nie ostrzeżenie, lecz deklaracja wojny

Środowisko naturalne:

Ultras nie gra dla relaksu. On przybywa na pole tak, jak generał przybywa na front. Występuje najczęściej o pranku . Start o 6:00 rano, kiedy jedynymi świadkami jego potęgi są rosa i greenkeeper, który z szacunkiem ustępuje mu drogi. Casualowa runda we wtorek z kolegą? Owszem, ale tylko jako poligon ćwiczebny do weekendowej „bitwy”. Bryluje na turniejach klubowych z pulą nagród w postaci bonu na 200 zł do pro-shopu, o który walczy tak, jakby stawką była jego dusza. Unika pól typu „Pay & Play”, gdyż uważa je za profanację – golf bez komitetu turniejowego jest dla niego jak opera bez dyrygenta.

Zachowania charakterystyczne (gdy nikt nie patrzy)

Ćwiczy puttowanie na dywanie w salonie, ale z włączonym metronomem i laserową linią celowania. Potajemnie waży swoje piłki golfowe, odrzucając te, które mają odchylenie o 0,1 grama, bo „czuł, że coś jest nie tak”. Kiedy nikt nie patrzy, podchodzi do torby przeciwnika i „dyskretnym przypadkiem” sprawdza, czy liczba kijów nie przekracza regulaminowych 14. To „prewencyjna weryfikacja zgodności ze sztuką”.

Sposób komunikacji

Jego podstawowym językiem jest wymowne milczenie przerywane statystyką. Po twoim idealnym drive, zamiast „ładny strzał”, powie: „Interesujące. 240 metrów, ale z wiatrem. Mój wczorajszy pod wiatr miał lepszy współczynnik smash factor”. Przekleństwa są techniczne i pozbawione emocji: „Cholerny 3-stopniowy fade. Wiedziałem, że ten nadgarstek jest odrobinę za wcześnie”. Po przegranym dołku syczy ale sympatyczne „dobry par”, co w jego języku oznacza: „Ciesz się, póki możesz, bo na następnym dołku trawa zapłacze nad twoim losem”.

Technika przetrwania (bad rounds)

Dla Ultrasa zła runda nie istnieje! W jego leksykonie występuje tylko „anomalia statystyczna spowodowana przez czynniki zewnętrzne”. Po triple bogey wini greeny („Stimpmetr spadł o 0,5 od wczoraj”), pogodę („ciśnienie atmosferyczne zakłóciło rotację piłki”), a nawet cień rzucany przez przelatującego ptaka. Jeśli wszystko zawiedzie, ogłasza, że od teraz gra „treningowo” i każdy kolejny błąd to „celowy test nowej techniki uderzenia”. Jego scorecard staje się wtedy dokumentem badawczym, a nie zapisem porażki. W duchu jednak i tak kończy snem o rewanżu: buduje plan odbudowy formy tak szczegółowy, że NASA może czuć się zawstydzona.

Objawy rozpoznawcze:

Zmarszczone czoło lekko zroszone potem już na pierwszym tee.

Wzrok utkwiony prawie horyzoncie zdarzeń, jakby wypatrywał wrogiej floty droidów, a nie flagi na greenie

Dłoń zaciśnięta na gripie jak na kolbie CKM-u z odrzutem haubicy.

Scorecard prowadzony pismem technicznym – żadnych bazgrołów.

Posiada przy sobie egzemplarz „Zasad Gry w Golfa” R&A, z pozakreślanymi kluczowymi paragrafami, gotowy do użycia w sporze o dropowanie piłki z obszaru kary.

Gra na przykładowym dołku:

Par 4, 370 metrów. Ultra kompetytywny staje na tee jak generał przed bitwą – marsowa mina, trzy próbne swingi, spojrzenie omiatające horyzont. Huk drivera!… Piłka ląduje dwa metry w roughie. On natychmiast: „To było absolutnie strategiczne ustawienie – teraz mam lepszy widok na flagę!”. Podejście kończy w bunkrze. „Flaga ewidentnie prowokowała!”. Dwa putty później kończy z miną bohatera narodowego, który wynik wykuł krwią i potem. Flight uśmiecha się pod nosem – bo właśnie widział człowieka, dla którego każdy bogey ma narrację wojennej epopei.

Podsumowanie

Dla Ultra-kompetytywnego golf to nie sport, to wojna na 18 frontach. Każdy dołek to bitwa. Nie gra, by się zrelaksować – gra, by udowodnić swoją wyższość nad prawami fizyki, przeciwnościami losu i, co najważniejsze, nad tobą. Jeśli go spotkasz, nie życz mu „dobrej gry”. Powiedz „niech handicap będzie z tobą”. To jedyny język, który zrozumie.

„Relaksacyjny” (Relaxicus weekendensis) – gatunek, dla którego handicap to stan umysłu, a nie liczba.

Środowisko naturalne:

Występuje głównie po godzinie 11:00, kiedy słońce przestaje być przepowiednią, a staje się faktem. Jego ulubione terytoria to pola golfowe z ławkami i taras z widokiem na zachód słońca. Unika sportowych molochów, gdzie tempo gry mierzone jest stoperem. Dla niego pole golfowe to nie arena zmagań, lecz park krajobrazowy z nieco bardziej wymagającymi ścieżkami spacerowymi. Możesz go znaleźć wszędzie tam, gdzie cisza jest głośniejsza od wyników. Najchętniej zamieszkuje luksusowe enklawy spokoju.

Osobnik ten cechuje się niemal zerowym poziomem neurotyzmu i nadzwyczajnie rozwiniętą zdolnością do akceptacji. Jego umysł działa w trybie „tu i teraz”. Tam, gdzie inni widzą wodę jako przeszkodę, on widzi malowniczy staw. Jego motywacją nie jest wynik, lecz samo doświadczenie – zapach skoszonej trawy, ciepło słońca na karku i ten satysfakcjonujący dźwięk, gdy piłka (czasem) trafia w środek lica kija. Porażka w jego systemie poznawczym nie istnieje; jest to tylko informacja zwrotna od wszechświata.

Zachowania charakterystyczne:

Kiedy nikt nie patrzy, Relaxikus potrafi położyć kij obok i… pogłaskać trawę. Potrafi też zamknąć oczy i przez chwilę wdychać zapach świeżo skoszonego fairwaya jak sommelier, który bada bukiet wina. Zamiast próbnego swingu wykonuje delikatny, płynny ruch przypominający tai chi. Potrafi przerwać przygotowanie do uderzenia, by przeprowadzić krótki, acz serdeczny dialog z wiewiórką lub podziwiać kształt chmury przypominającej żaglowiec. Gdy flight spina się po pudłach na greenie, on uśmiecha się pobłażliwie, jak mistrz zen, który właśnie przetrwał triple bogeya – i to z radością, że wreszcie „była okazja trochę więcej pochodzić po pięknej murawie”.

Sposób komunikacji:

Rozmowa z nim to czysta lekcja mindfulness. Westchnie – ale łagodnie, z uśmiechem. Nigdy nie usłyszysz z jego ust ciężkiego słowa; zamiast przekleństwa mówi miękkim tonem: „Widzisz, los tak chciał”. Gdy gra partnera idzie źle, dodaje: „Spokojnie, trawa nas wszystkich przytuli tak samo.”

Jego arsenał dźwiękowy składa się głównie z westchnień zadowolenia, cichego „cóż…” po uderzeniu w drzewo i szczerych komplementów dla innych. Przekleństwa są mu obce. Zamiast siarczystego „kur…de!”, z jego ust wydobywa się co najwyżej wyszeptane „O, kurczę blade”.

Techniki przetrwania:

Zła runda? Dla Relaxikusa zła runda = dobra runda. Wynik nie istnieje, jeśli można napić się piwa na tarasie albo zamówić kawę latte w klubowej kawiarni. Psychologicznie: to typ odporny na frustrację, bo mierzy sukces nie w punktach Stableford, lecz w liczbie złapanych promieni słońca. Jego scorecarda (jeśli już ją mieć musi) często zawiera więcej rysunków (słoneczka, ptaszki) niż cyfr.

Objawy rozpoznawcze:

-Strój lekki, pastelowy, bardziej przypomina urlop w Toskanii niż sportową batalię. Luźna, lniana koszula i kapelusz z szerokim rondem.

-Uśmiech od tee do greenu (nawet gdy karta krwawi).

-W torbie termos z ziołową herbatą, bywa i książka, a nawet aparat fotograficzny

Gra na przykładowym dołku:

Par 5, 480 m. Pierwszy strzał – piłka trafia do rowu. Relaxikus klaszcze cicho: „Ach, jaka piękna parabola!”. Drugie uderzenie – w sosny. Uśmiech szeroki: „Przy okazji zobaczę cień lasu.” Trzecie ląduje w bunkrze – dłonie w górze, triumfalny okrzyk: „Natura chciała, żebym poczuł różne faktury podłoża!”. Wynik? Triple bogey. Relaxikus zbiera piłkę z green’u, wzdycha szczęśliwie poprawiając kapelusz, spogląda na fairway i wzdycha z autentycznym zachwytem:

– Co za przygoda! Tyle się wydarzyło. Ktoś ma ochotę na kawę?

Podsumowanie

Relaxicus weekendensis jest żywym dowodem na to, że golf to w 90% gra mentalna – a on tę grę wygrał, zanim jeszcze wyszedł na pierwsze tee. Nie gra, by pokonać pole. Gra, by pole go ukoiło. Jest irytująco pogodny, niezachwianie spokojny i stanowi zagrożenie tylko dla tych, którzy chcą skończyć rundę w mniej niż pięć godzin. Przeciwny biegun Ultra kompetytywnego, ale to właśnie on przypomina nam, że w golfie nie chodzi o wynik w karcie, tylko o wynik na twarzy… czyli uśmiech.

„Perfekcjonista” (Meticulus exactus) – człowiek, który wierzy, że chaos to tylko dane, których jeszcze nie uporządkował.

Środowisko naturalne: Jego rewir to putting green o wschodzie słońca, kiedy nikt jeszcze nie zdążył zadeptać idealnej linii a rosa pomaga w analizie linii . Często widywany jest na driving range z przenośnym zestawem pomiarowym, monitorem i statywem do smartfona, gdzie analizuje każdą klatkę swojego swingu. Unika gry w deszczu, nie z obawy przed zmoknięciem, lecz dlatego, że krople wody wprowadzają zbyt wiele niekontrolowanych zmiennych do równania opisującego lot piłki.

Psychologia i predyspozycje
Meticulus exactus to jednostka o silnie rozwiniętej potrzebie kontroli, napędzana wiarą, że golf to gra w stu procentach rozwiązywalna. Jego umysł to superkomputer nieustannie przetwarzający dane takie jak  kąt natarcia, prędkość główki kija, wilgotność powietrza, czy temperatura. Jego największą przywarą jest paraliż analityczny – potrafi tak głęboko zanurzyć się w przygotowaniach, że zapomina o najważniejszym: uderzeniu. Dla niego zły wynik nie jest porażką, lecz błędem w obliczeniach, który należy zidentyfikować, odizolować i wyeliminować w kolejnej iteracji.

Zachowania charakterystyczne (gdy nikt nie patrzy)
Układa swoje kije w torbie nie według długości, lecz według dokładnego kąta loftu, z dokładnością do pół stopnia. Wyciąga z kieszeni małą, kieszonkową poziomicę, by sprawdzić, czy jego pozycja na tee jest idealnie wypoziomowana. Po rundzie nie czyści kijów zwykłą szczotką; używa specjalnie skomponowanego zestawu precyzyjnych narzędzi, by usunąć najdrobniejsze ziarenko piasku z rowków, mrucząc pod nosem: „Spin to fizyka, a nie magia”.

Sposób komunikacji
Mówi językiem danych, nie emocji. Po twoim strzale życia nie powie „pięknie!”, lecz „interesująca parabola, musiałeś mieć launch angle w okolicach 14 stopni”. Jego przekleństwa są beznamiętne i techniczne. Zamiast krzyczeć, po zepsutym uderzeniu stwierdza chłodno: „Niedopuszczalne odchylenie od osi”. Gdy udziela porady (zawsze nieproszony), brzmi ona jak fragment instrukcji obsługi: „Twoja płaszczyzna swingu jest o trzy stopnie zbyt stroma, co powoduje nadmierny side spin”.

Techniki przetrwania

Perfekcjonista nie ma złych rund, on ma „sesje zbierania danych o anomaliach”. Po fatalnym dołku nie wpada w złość, lecz włącza dyktafon i nagrywa rozbudowane obserwacje: „Dołek nr 7: nieprzewidziany podmuch wiatru z kierunku 270 stopni. Należy zaktualizować model predykcyjny”. Jeśli jego putter zawodzi, to nie on pudłuje. To putter „stracił kalibrację”. Wieczorem, zamiast topić smutki, siada przed arkuszem kalkulacyjnym i tworzy wykresy, szukając korelacji między liczbą puttów a ciśnieniem atmosferycznym.

Objawy rozpoznawcze
W jego torbie, obok nienagannie czystych kijów, znajduje się dalmierz laserowy, cyfrowy czytnik greenów a nawet przenośny anemometr. Porusza się po polu w sposób metodyczny i wymierzony. Jego pre-shot routine trwa dłużej niż rozpad uranu 238 i jest powtarzalny co do ułamka sekundy. Strój ma zawsze idealnie dopasowany i wyprasowany, bo nieład w ubiorze to pierwszy krok do chaosu w swingu.

Przykładowy dołek
Dołek 18. Perfekcjonista ma dwumetrowy putt na par i uratowanie honoru. Dla zwykłego śmiertelnika to chwila nadziei. Dla niego – praca doktorska.
Zaczyna od obejścia dołka z każdej strony, kucając co 45 stopni. Wyciąga cyfrowy czytnik, przykłada go do trawy w trzech różnych punktach na linii putta i notuje wyniki. Następnie wyciąga dalmierz, by potwierdzić, że odległość to faktycznie 2,07 metra, a nie 2,06.
– Break z lewej na prawą, jakieś pół piłki, ale wilgotność trawy może to zredukować o 10% , co jednak może być skompensowane nachyleniem źdźbeł w kierunku wody – komunikuje swojemu alter ego.
Po pięciu minutach analizy, w trakcie których jego partnerzy zdążyli omówić politykę monetarną San Escobar i zaplanować wakacje, staje wreszcie nad piłką. Ustawia ją tak, by osobiście przez niego narysowana na piłce linia, była idealnie prostopadła do linii celowania wyznaczonej na putterze. Wykonuje dwa próbne, idealnie symetryczne ruchy. Bierze głęboki, ale odpowiednio odmierzony wdech.
Uderza.
Piłka toczy się po idealnej linii, z idealną prędkością… i zatrzymuje się idealnie na samej krawędzi dołka, zawieszona w agonii. Zapadła cisza. Perfekcjonista nie wzdycha, nie złości się. Podchodzi do piłki, kuca i przygląda jej się z miną technika kryminalistyki. Po chwili wyciąga telefon, włącza aplikację z kompasem i poziomicą, po czym ogłasza:
– Dołek jest osadzony pod niewłaściwym kątem. Odchylenie o 0,8 stopnia od pionu. To zakłóca lokalne pole grawitacyjne. Powinienem skorygować siłę o połowę odchylenia , czyli 0,4N. Zgłoszę to greenkeeperowi.

Podsumowanie
Meticulus exactus to postać tragikomiczna. W swoim dążeniu do absolutnej kontroli nad grą, traci całą jej radość. Nie gra w golfa – on prowadzi z nim negocjacje. Jeśli go spotkasz, nie mów mu, żeby „wrzucił na luz”. Zamiast tego zapytaj, czy uwzględnił w swoich obliczeniach rotację Ziemi. Zyskasz jego szacunek na co najmniej trzy dołki. Nie pytaj o wdech czy wydech, bo nie da się nabrać!

Redakcja portalu
Redakcja portalu golfpl.com
http://www.tv-golf.pl